Walkman [pomoc wizualna dla młodszych Czytelników ;-) ] |
Przełom lat dwutysięcznych pozostał mi w pamięci jako czas, w którym jako dzieciak (nastolatek) latałem ciągle ze słuchawkami na uszach. Potrafiłem nadkładać drogi ze szkoły do domu tylko po to, żeby w tym czasie na pełnej głośności odsłuchać kolejny raz cały album -- na początku z wciągającego taśmę walkmana, jakiś czas później nawet ze zdobytego (nie pamiętam jak) discmana.
Chociaż dość dobrze pamiętam, czego wówczas tak namiętnie słuchałem, te czasoookresy wydawania kolejnych albumów przez lata wyparowały mi zupełnie z głowy (a i wtedy przecież dostęp do internetu nie był w Polsce aż tak powszechny, dlatego słuchało się głównie tego, co wpadło w ręce). Aż nie tak dawno temu "odkryłem", że dwa z moich prywatnorankingowych albumów wszechczasów, do których również dziś wracam z niemałą przyjemnością, zostały wydane... w tym samym roku. To skłoniło mnie do tego, żeby uporządkować sobie w głowie (i na blogu) chronologię wydarzeń. I przekonać się, jak wyjątkowy dla muzyki był przełom lat dwutysięcznych.
Końcówka listopada 1998 roku to Americana The Offspring. Niewiele później (czerwiec 1999) na świat zostaje wydany album Californication Red Hot Chilli Peppers.
Rok 2000 to Pascha 2000 2TM 2,3, Chocolate Starfish and the Hot Dog Flavored Water Limp Bizkit,
Hybrid Theory Linkin Park (kasetę mam do dzisiaj), Tuesday Reamonn (w tym przypadku chodzi mi w zasadzie o dwa utwory: Supergirl i Josephine) oraz -- last but not least -- debiutancki album Paktofoniki Kinematografia z takimi kawałkami jak Ja to ja, Powierzchnie tnące czy Jestem bogiem.
I mean wow.
Aż przychodzi pamiętny rok 2001 z takimi potęgami jak Mutter Rammsteina (kwiecień 2001), Toxicity System of a Down (wrzesień 2001) czy nasza rodzima Marchef w butonierce Pidżamy Porno (kwiecień 2001) -- w moim odczuciu ostatni tak dobry album tego zespołu, który jeszcze postawić można obok wcześniejszych "krążków": Ulice jak stygmaty (1989), Futurista (1990), Złodzieje zapaliczek (1997) czy Styropian (1998).
Chociaż OK, jednak po kilka utworów z Bułgarskiego Centrum [Hujozy] (2004) równie chętnie sięgałem -- ale zrzućmy to na rozszerzenie przełomu lat dwutysięcznych.
A w 2001 roku powstał niemiecki zespół Tokio Hotel (debiutujący cztery lata później singlem Durch Den Monsun) -- i już wiecie, co było dalej...
Niech pozostaje jednak w pamięci tylko to, co z tego okresu najlepsze. A jest o czym pamiętać i do czego wracać.